niedziela, 5 czerwca 2011

Po sporej przerwie...

Nie było mnie długi czas - zaabsorbowały mnie sprawy zawodowe - ale już jestem. Tylko jak patrzę, że mało kto mnie czyta, to narastają wątpliwości - czy warto?
Nic to, przecież uczę się blogować i poznaję nowe opcje, może więc z czasem będzie lepiej i ciekawiej? ;)))
- przecież nie od dziś wiadomo - nauka to ani prosta ani natychmiastowa sprawa; pocieszam się więc - czasu, cierpliwości i jeszcze raz to samo...

niedziela, 22 maja 2011

A oto on

Mimo, że jeszcze sporo pracy przed nami, to można już powiedzieć - mamy dom. Jest już oddany do użytku, i w sierpniu minie rok jak zamieszkaliśmy. Nadal w sferze marzeń pozostaje balustrada na klatce schodowej oraz taras przy wykuszu (to chyba najważniejsze wydatki, na które na razie brakuje...). Kolejka oczekiwań jest oczywiście długa, ale nie tak pilna ;)

- w zimowej otoczce...

Rósł, rósł aż urósł...

Ciężko człowiek pracował - nawet jako pomocnik. Wszystko aby dom - własny powstał. i rósł z dnia na dzień.

sobota, 21 maja 2011

Jak w górę, to w górę...

Zobaczcie proszę, jaką pracę wykonaliśmy w drucie;) Trzeba było się sporo na skręcać - prawda? Nasz wykusz, to prawdziwie druciany szkielet...
A schody - kręcony "majstersztik" - wyszły super, na dzisiaj są już obłożone deską dębową, a pod schodami - jak wspominałam, ulokowałam piwniczkę (mała, ale jest - i chyba wystarczy).

kolejny - wiosenny etap

Jak to mówią - byle zacząć. Po spoczynku zimowym, nastąpił rozkwit. Wiadomo ten etap budowy cieszy oczy swoim tempem a przede wszystkim efektem prac. Mury powstają szybko i są konkretnym, przestrzennie znaczącym widokiem - co ogromnie cieszy.

piątek, 20 maja 2011

Jak miło wspomnieć...

No tak - jak w tytule - miło wspomnieć. Dzisiaj jak patrzę na nowo budujące się domy to ciarki mnie przechodzą - na dzień dzisiejszy jeszcze nie odpoczęłam od budowy na tyle, aby mieć chęci na następną. Wiem ile nas to pracy własnej kosztowało - tak chciało się zaoszczędzić, i zastanawiam się czasem, czy na pewno zaoszczędziliśmy niedomagając własną harówą? Bo jak dzisiaj wspominam, to nie było lekko: przed pracą - budowa, po pracy - budowa, sobota - budowa, niedziela - trzeba było ogarnąć siebie, dzieciaki, mieszkanie, pomyśleć o działaniach na następny tydzień... i od nowa... Męczące, bo ekipa krzykliwa - daj, naszykuj, brakuje, ma być już - bez wcześniejszych uprzedzeń. Dlatego, gdy dzisiaj to wspominam, to ciarki mnie przeszywają. Ja bym chciała działać bardziej sprecyzowanie, planować, coś w rodzaju odprawy przed kolejnym dniem - co będzie potrzebne, ile czego nawet z zapasem, a nie na bieżąco, z doskoku... Jak się kiedyś wściekłam na to "ciapcianie" po kilka woreczków cementu czy wapna, to kupiłam duuużoo więcej - cement zszedł, ale wapno, dobrych 8 woreczków leży w garażu do dziś - już skamieniałe :)) No cóż, tak bywa.
Życzę wszystkim zaczynającym budowę, szczególnie systemem gospodarczym, dobrych i rozsądnych ekip budowlanych, dużo samozapału i dobrej organizacji pracy a dom stanie równie szybko jak nam , tylko może w większym spokoju. My wybudowaliśmy i wprowadziliśmy się na dobre w 2 lata od wbicia - w sierpniu, łopaty pod fundament. Także najpierw fundamenty sezonowały się przez zimę a następnie mury były sezonowane, zanim zamieszkaliśmy na dobre.

środa, 18 maja 2011

przeboje z odbiorem gazu

Każdy kto budował wie, jak uciążliwe są załatwienia tej całej otoczki biurokratycznej. Dzisiaj wspomnę, jakie przeboje miałam z odbiorem domu - przez gaz. Gaz zakładany miałam przez EWE, a więc nie jakąś tam małą firmę tylko dostawcę ogólnopolskiego - mówię tu o podłączeniu gazu do posesji. Sami przygotowali projekt, opłaciłam ich specjalistów z naszego terenu. którzy wkopali się do rurociągu, podpięli i postawili specjalną skrzynkę gazową przed ogrodzeniem. Pozostałe czynności wykonywał projektant d/s instalacji gazowych, tj. kolejna mapka - doprowadzenie gazu od ogrodzenia do domu, oraz rozprowadzenie gazu w domu. Wydawałoby się, że wszystko będzie ok, każdy z uprawnieniami, każdy wykonuje swoją część zadania... Ale urzędnicy w nadzorze budowlanym "widzą to inaczej"!!! (czytaj po swojemu). Cztery razy chodziłam z odbiorem, zanim otrzymałam tę wymarzoną decyzję. Zanim to jednak nastąpiło - chodziło o wpis do dziennika budowy odbioru instalacji gazowej przez dostawcę czyli firmę EWE (dodam, że firma z siedzibą baaardzo daleko ode mnie - niemal drugi koniec Polski). Ci twierdzili, że ich nie interesuje podłączenie do domu, bo za to jest odpowiedzialny inwestor (umowę co do odbioru gazu miałam już podpisaną, a więc z ich strony było wszystko ok, tylko czerpać gaz i płacić). Wpisu do dziennika dokonał oczywiście projektant i kierownik do tych spraw oraz wykonawca instalacji z uprawnieniami gazowymi - wszystko jednak było nieważne dla Pani!!!- która siedziała za biurkiem:) Z uporem maniaka odsyłała mnie do uzupełnienia, ja obdzwoniłamm pół Polski, nie dałam spokoju mojemu projektantowi od gazu - ściągał przedstawiciela ekipy montującej gaz w imieniu EWE - przyjechali, dodzwonili się do szefostwa EWE, Ci stwierdzili że nic nie mogą stwierdzać w dzienniku budowy, bo przepisy się zmieniły i Oni nic nie odbierają w domu. tylko do ogrodzenia.
Nie miałam wyjścia - stwierdziłam, że albo uzyskam ten odbiór, albo się totalnie narażę i ... (nie wiedziałam co robić???) Bardzo mi zależało na odbiorze, bo chciałam się przemeldować, no i przejść z taryfy budowlanej na normalniejszą!!!
Podpowiedział mi w końcu projektant od gazu, żeby zarządać przepisu co do wymagań jakie Pani urzędniczka stawia przede mną - moje dotychczasowe argumenty jej nie przekonywały. Tak też zrobiłam - szłam, jak na skazanie, co będzie. Okazało się - całkiem trafnie, że Pani po chwili zastanowienia, zażądała umowy z firmą EWE niby jako potwierdzenia, że jak się zdecydowali dostarczać mi gaz, to przecież wszystko jest w porządku. I tak po okazaniu umowy dostałam upragnioną pieczątkę z decyzją o odbiorze budynku!!!
Nic tak nie cieszy, jak skromna decyzja po długim staraniu... - czyż nie prawda?
Może to na tym polega - moja władza - moja decyzja???